Data publikacji: 26.10.2017

Komisja PE przyjęła poprawki do dyrektywy o e-prywatności

Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych w Parlamencie Europejskim (LIBE) opowiedziała się za poszerzeniem prawa do prywatności w globalnej sieci. Choć przyjęto kompromisowe poprawki, nie zabrakło kontrowersji. Zwłaszcza ze strony przedstawicieli firm internetowych.


31 europosłów było za przyjęciem kompromisowych poprawek do zaproponowanej w styczniu przez Komisję Europejską dyrektywy o ePrivacy. 24 członków komisji wyraziło sprzeciw. Autorką sprawozdania w tej sprawie była estońska eurodeputowana Marju Lauristin z Grupy Postępowych Socjalistów i Demokratów. Nowe przepisy mają dotyczyć wszystkich dostawców treści internetowych, a także elektronicznych komunikatorów takich jak np. WhatsApp, Messenger czy Skype oraz operatorów poczty elektronicznej. W identycznym stopniu mają być chronieni użytkownicy prywatni i przedsiębiorstwa.

Nowe regulacje dot. „ciasteczek”

Jednym z głównych elementów nowego prawa o e-prywatności ma być zakaz stosowania tzw. cookiewalls. To rozwiązanie służące blokowaniu dostępu do całości lub części treści, jeśli użytkownik nie wyrazi zgody na zbieranie jego danych (np. w postaci tzw. śledzących plików cookies). Pliki popularnie nazywane „ciasteczkami” zostaną jednak podzielone na różne kategorie. Osobno traktowane będą te, które zbierają dane o internautach, a osobno te, które nie naruszają prywatności, a jedynie umożliwiają prowadzenie internetowych usług, np. poprzez ułatwianie zapełniania wirtualnego koszyka produktami w e-sklepie. O stosowaniu tych drugich strony internetowe nie będą już musiały nas ostrzegać. Wyświetlające się obecnie komunikaty o tym, że „strona zawiera pliki cookies” znikną, ponieważ mocno irytują samych odwiedzających.

Zmienią się także domyślne ustawienia prywatności w stosowanych na obszarze UE przeglądarkach internetowych. W myśl nowej dyrektywy (tzw. zasada privacy by default) bazowe ustawienia muszą odpowiadać maksymalnej ochronie prywatności, tak aby internauta, który często nie ma nawet pełnej wiedzy na temat tego jak działają przeglądarki, nie musiał jej konfigurować samodzielnie. Dopiero, jeśli zechce z jakichś powodów zmniejszyć ochronę swoich danych osobowych, będzie mógł „ręcznie” zmienić ustawienia. Co więcej, bardziej restrykcyjne staną się zasady ochrony danych osobowych zarówno podczas ich przesyłania, jak i przechowywania, np. w chmurach. Nie będzie ich można dalej przetwarzać bez zgody użytkownika, a dostawcy usług będą musieli co pół roku przypominać o możliwości anulowania zgody na przetwarzanie danych osobowych.

Kolejne elementy dyrektywy zawierają też przepisy ułatwiające walkę ze spamem, także tym dystrybuowanym telefonicznie. Telemarketerów mają zdradzać specjalne prefixy wyświetlające się na urządzeniach tam gdzie zwykle widzimy numer telefonu dzwoniącej osoby. Udostępnione mają być również możliwości techniczne do zastrzegania numerów telefonów i adresów e-mail tak, aby nie otrzymywać niechcianej korespondencji.

Zwolennicy dyrektywy: „Prywatność wreszcie dobrze chroniona”

Dyrektywa i przyjęte do niej przez europosłów poprawki wywołują mieszane opinie. Eurodeputowani z frakcji lewicowych i liberalnych uznali wczorajsze głosowanie za pozytywne wydarzenie. Należący do frakcji Zielonych wiceprzewodniczący komisji LIBE Jan Philip Albrecht uznał, że dzięki nowym przepisom europejscy dostawcy internetu i operatorzy treści zyskają przewagę nad amerykańskimi gigantami, bowiem będą budzić większe zaufanie wśród użytkowników. „Wiele europejskich firm technologicznych zdało już sobie sprawę z faktu, że mogą wyprzedzić gigantów z amerykańskiej Doliny Krzemowej tylko, jeśli zaoferują lepsze przestrzeganie zasad poufności i ochrony danych osobowych” – mówił.

W podobnym tonie wypowiadała się dyrektor Europejskiej Organizacji Konsumenckiej (BEUC) Monique Goyens. „Europosłowie stanęli po stronie konsumentów. To przecież zatrważające, że firmy internetowe, które chcą uchodzić za trendsetterów i motor napędowy rozwoju cyfrowej gospodarki, trzymają się modelu reklamowego opartego o szpiegowanie ludzi” – podkreślała. Zadowolenie z przyjęcia sprawozdania ws. ePrivacy wyraziła też organizacja European Digital Rights (EDRi). Dyrektor wykonawczy tej organizacji Joe McNamee uznał, że „pomimo wielkich wysiłków lobbystycznych w celu rozwodnienia projektu, komisja PE poparła uczciwe i przyjazne ochronie danych osobowych przepisy”.

Przeciwnicy dyrektywy: „To koniec darmowych treści w internecie”

Przeciw projektowi dyrektywy głosowali natomiast głównie eurodeputowani z frakcji centroprawicowych. Zasiadający w PE w szeregach Europejskiej Partii Ludowej Michał Boni przekonywał, że zbyt restrykcyjna ochrona danych osobowych obróci się przeciw samym użytkownikom. „Unijni obywatele powinni móc czerpać zyski zarówno z dobrej ochrony ich danych osobowych, jak i z dostępu do innowacyjnych produktów i usług, które czasem muszą działać w sposób wykorzystujący dane osobowe” – przekonywał. Zdaniem przeciwników dyrektywy o ePrivacy uchwalonej w takim kształcie jaki zaakceptowała komisja LIBE, skutkiem wejścia jej w życie może być ograniczenie dostępności darmowych usług w internecie, ponieważ „dziś płaci się za nie swoimi danymi osobowymi i oglądaniem reklam”.

Skupiająca przedstawicieli e-biznesu grupa DigitalEurope uznała w swoim oświadczeniu projekt dyrektywy za „niedostatecznie wyważony”, który „przyczyni się do zablokowania innowacyjnych rozwiązań technologicznych, nawet jeśli nie ingerują one w kwestię danych osobowych lub czynią to w minimalnym stopniu.” DigitalEurope wskazuje w tym przypadku szczególnie na urządzenia działające w oparciu o tzw. internet rzeczy.

Z kolei prezes Interactive Advertising Bureau Townsend Feehan przekonywał, że dyrektywa zaszkodzi nawet darmowym portalom informacyjnym. „Takie serwisy opierają się o modele reklamowe napędzane dostępem do danych osobowych. To za w ten sposób zarobione pieniądze powstają potem publikowane treści. Treści, które nie generują żadnego dochodu będą nic nie warte” – mówił. Prezes Zarządu Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska Włodzimierz Schmidt również jest zdania, że niedługo w globalnej sieci może zabraknąć darmowych treści. „Prywatność użytkowników internetu jest chroniona przez ogólne rozporządzenie dotyczące ochrony danych osobowych (RODO), które będzie stosowane od maja 2018 r. Nie rozumiemy zasadności tworzenia kolejnych przepisów, które utrudnią użytkownikom dostęp do jakościowych treści„ – napisał w swoim oświadczeniu.

Teraz czas na trilog

Teraz projekt dyrektywy o ePrivacy trafi do tzw. trilogu, czyli stanie się obiektem dalszych negocjacji między Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską a państwami członkowskimi. Mandat na prowadzenie negocjacji z ramienia PE otrzymała właśnie komisja LIBE, ale przyjęte przez nią sprawozdanie nie ma poparcia największej frakcji w Europarlamencie, czyli Europejskiej Partii Ludowej. Dlatego branża internetowa liczy na wprowadzenie do projektu dyrektywy kolejnych poprawek, a organizacje broniące swobód obywatelskich nie ogłaszają jeszcze swojego sukcesu. „Istnieje duże ryzyko, że przeciwnicy ePrivacy w drodze głosowania na sesji plenarnej będą chcieli doprowadzić do utraty mandatu przez LIBE. W takim wypadku wypracowane w pocie czoła kompromisy mogą pójść na marne, a kształt ePrivacy będzie rozstrzygany na sesji plenarnej” – napisały w oświadczeniu Karolina Iwańska i Katarzyna Szymielewicz z polskiej fundacji Panoptykon.

Na razie sprawozdanie komisji LIBE z zadowoleniem przyjął odpowiedzialny za jednolity rynek cyfrowy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Andrus Ansip. „To dobra podstawa do przyszłych negocjacji. Teraz potrzebujemy bardziej ogólnego podejścia” – napisał na Twitterze.

Autor:EURACTIV.pl - Michał Strzałkowski


 

Copyright © 2021 Wir Poznań | Wszelkie prawa zastrzeżone.