Data publikacji: 10.02.2015
Owen ma sześć lat i uśmiecha się od ucha do ucha. Ściskając kurczowo w dłoniach kolorowy zeszyt, oznajmia nam, że jest najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Zachowuje się, jakby zeszyt był drogocennym skarbem.
W rzeczywistości jego rodzice nie posiadają wiele więcej, ale chłopiec i tak uważa się za szczęściarza – wreszcie zacznie chodzić do szkoły. Jeszcze nie tak dawno temu w jego wiosce Itendzie nie było szkoły, a najbliższa znajdowała się w odległości 20 kilometrów. Busz, który otacza wioskę, ciągnie się setkami kilometrów.
Rok 2015 jest szczególny dla pomocy rozwojowej. Jest to pierwszy rok w historii europejskiego roku tematycznego poświęcony działaniom zewnętrznym Unii Europejskiej i roli Europy na świecie. Dla europejskich organizacji rozwojowych jest to wyjątkowa okazja do pokazania, jak Europa angażuje się w walkę z ubóstwem na całym świecie, oraz do zainteresowania tą pomocą większej liczby Europejczyków i zaangażowania ich w nią. W ramach obchodów ERR prezentujemy „historie tygodnia” prezentujące postacie z całego świata, które zyskały pomoc dzięki europejskim działaniom.
Historie prezentowane w lutym poświęcone są edukacji.
Itenda leży w prowincji Muchinga, grubo ponad tysiąc kilometrów od Lusaki. Wysokie akacje chylą się ku ziemi, usychając na słońcu – od miesięcy nie spadła ani jedna kropla deszczu. Koryta rzek i strumieni są puste.
Kiedy wjeżdżamy do wioski, kobiety i dzieci tańczą i śpiewają. Witają nas uśmiechem na ustach i mocnymi uściskami dłoni, w tle grają bębny, ktoś ofiarowuje nam w prezencie żywego kurczaka. Od pięciu miesięcy nie pojawił się tu żaden samochód, wszyscy więc cieszą się na nasz widok i natychmiast otacza nas grupka dzieci. Owen, przywódca z krwi i kości, szybko wchodzi w rolę naszego przewodnika. Itenda to skupisko około siedemdziesięciu okrągłych lepianek z gliny i trawy, każda wielopokoleniowa rodzina zajmuje cztery lub pięć takich chatek.
Owen ma sześć lat i uśmiecha się od ucha do ucha. Ściskając kurczowo w dłoniach kolorowy zeszyt, oznajmia nam, że jest najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Zachowuje się, jakby zeszyt był drogocennym skarbem. W rzeczywistości jego rodzice nie posiadają wiele więcej, ale chłopiec i tak uważa się za szczęściarza – wreszcie zacznie chodzić do szkoły. Jeszcze nie tak dawno w jego wiosce Itendzie nie było szkoły, a najbliższa znajdowała się w odległości 20 kilometrów. Busz, który otacza wioskę, ciągnie się setkami kilometrów.
Owen prowadzi nas z dumą do dużego prostokątnego budynku – to jego nowa szkoła, a zarazem najważniejsze miejsce w wiosce. Rzeczywiście ma szczęście. W Afryce jedna czwarta ludności nigdy nie chodziła do szkoły, gdyż w wielu odległych wioskach nie ma szkół. Zambia nie jest pod tym względem wyjątkiem. Mimo że konstytucja przewiduje prawo do nauki w państwowym systemie edukacji, wiele dzieci musi rezygnować z chodzenia do szkoły, gdyż ich rodziny wolą, aby pomagały im się utrzymać.
Szkołę w Itendzie wybudowali wspólnymi siłami miejscowi mieszkańcy. Tygodniami wykopywali glinę, lepili z niej cegły i suszyli je w słońcu. Zbudowali też duży półokrągły piec, aby wypalać w nim cegły. Szkołę prowadzi grupa miejscowych liderów, każdy z nich ma swoje obowiązki. Jeden z nich pełni funkcję dozorcy, który dogląda budynku – w sercu buszu to bardzo ważna funkcja, gdyż moment nieuwagi może skutkować niszczycielską plagą termitów. Inny opiekuje się ogrodem, który jest głównym źródłem utrzymania szkoły i nauczyciela.
Nauczycielem w Itendzie jest pan Kaira, wolontariusz, który z wyglądu ma około 20 lat. Podczas gdy opowiada o swojej pracy, cały czas otacza go wianuszek uczniów. - Dwa razy w roku przyjeżdżają z Lusaki kierownicy projektu. To ważne – nie poradzilibyśmy sobie sami. Dla mnie to jak stałe doszkalanie się. Dyskutujemy na temat nowych metod nauczania, praw dziecka, najskuteczniejszych sposobów na poprawę warunków we wiosce. Dzieci uwielbiają chodzić do szkoły. Mają tutaj nowe książki, mapy, linijki...
Dzieci rzeczywiście z chęcią przychodzą na lekcje. Wcześniej żadne z nich nie chodziło do szkoły, ale teraz już prawie setka chłopców i dziewczynek w wieku od 3 do 12 lat siedzi w grupkach na podłodze z czerwonej gliny i uczy się czytania, pisania i liczenia. Największą popularnością cieszą się książki z obrazkami – dzieci mogłyby oglądać je całymi godzinami, ale teraz pora na lekcję matematyki. Malcy w skupieniu przepisują do zeszytów równania, które pan Kaira zapisał na tablicy.
Jednak główną atrakcją jest kolorowy globus. Uczniowie wiedzą już, gdzie leży Zambia, Chama i Lusaka. Horyzont dzieci stale się poszerza – szkoła jest ich oknem na cały świat. Dzieci poznają nowe krainy, które zamieszkują nie tylko słonie, antylopy i węże, ale też kangury, pingwiny i duże jak słonie wieloryby.
Szkoła jest wielkim odkryciem również dla rodziców i miejscowej starszyzny. - Za dwa – trzy lata dzieci będą wiedzieć więcej niż ich rodzice. Rodzice zdają sobie teraz sprawę, że nawet szkoła podstawowa może zmienić życie ich dzieci - cieszy się pan Kaira.
Owen już dziś wierzy, że to prawda. - Kiedy skończę szkołę, będę pracować w mieście – tam nie ma słoni ani wężów - oznajmia z przekonaniem.
Programem budowy szkół w odległych zakątkach Zambii zarządza Unia Europejska. Szkoły starają się być motorem głębokich zmian w wiejskich i oddalonych od cywilizacji regionach Zambii. Dzieci uczą się nie tylko czytać i liczyć, ale też tego, jak dbać o higienę oraz że należy szanować prawa człowieka. Darczyńcy dostarczają narzędzi, a resztą zajmują się miejscowi mieszkańcy.